Roth
ver Thommer. Bogaty kupiec z południa, który właśnie znajdował
się w mieście, Jutro miał sprzedać naszyjnik z diamentami lordowi
Haerowi. Trzeba było działać dzisiaj w nocy. Czarne, obcisłe
ubranie, skórzane, wysokie buty, potrzebny sprzęt i do dzieła.
Wyszłam
z domu o dwudziestej trzeciej i zmierzałam w kierunku małej
twierdzy, gdzie zamieszkiwały osoby zaproszone przez lorda. Ku
mojemu szczęściu znajdywała się na na obrzeżach miasta, co
oznaczało mniej
patrolu w w okolicach przejścia. Doszłam do muru, gdzie znajdowały
się małe, zarośnięte porostem drzwiczki. Rozejrzałam się, cisza
i ciemność. Otworzyłam je, zaskrzypiały. Zeszłam tunelem,
zamykając za sobą drzwiczki. Kucając,
przyległam do ściany i ruszyłam na przód, aż do momentu, kiedy w
oddali zajaśniało wyjście. Byłam się,
w końcu było to moje pierwsze włamanie. Stanęłam
ze zgiętymi kolanami za stertą siana. W świetle pochodni
rozmawiało dwóch strażników, co jakiś czas jeden z nich
przechodził się po placu. W pierwszej chwili sądziłam, że mnie
zauważy, ale nic. Moje oczy szybko zlokalizowały drzwiczki, które
zapewne były przeznaczone dla służby kuchennej. Podeszłam tam
bezszelestnie, kiedy strażnik wracał do swojego towarzysza. Wyjęłam
wytrychy i zaczęłam otwierać kątem oka obserwują otoczenie.
Udało się, z uśmiechem na twarzy weszłam do ciemnego
pomieszczenia i zamknęłam wcześniej otwarte drzwi. Ciemność,
która wcześniej wydawała mi się otchłanią, zaczęła przybierać
kształty znajdujących się tam przedmiotów. Nie wiem jak długo to
trwało, ale doszłam do celu bez przeszkód. Stałam w małym
gabinecie chowając z sakwie naszyjnik. Wtem
usłyszałam kroki za drzwiami i dźwięk naciskanej klamki.
Schowałam się za wielką firanką, wyjęłam sztylet. Do
pomieszczenia wszedł otyły mężczyzna ze świecznikiem w ręku.
Zamknął drzwi i usiadł przy biurku. Zamarł mi oddech, kiedy
nieznajomy wstał i podszedł do sejfu. Nie mogłam czekać, kilka
kroków do przodu i zamach. Jego ciało upadło na podłogę. Nie
mogłam dużej zwlekać, niezauważona wymknęłam się z twierdzy do
swojego pokoju. Ległam na łóżku, porzucając na podłodze
zakrwawiony sztylet.
-A
mówiłem, że się przyda. - Searl
pojawił się znikąd jak zawsze zresztą. - Kto ci się napatoczył?
- przez chwilę milczałam. - Chyba ten kupiec. - jego śmiech mnie
denerwował. Teraz najchętniej to bym mu poderżnęła gardło,
ale w nim miałam jedynie wsparcie. Jedynie jęknęłam. - Wiele
ludzi zapłaciłoby solidnie za jego śmierć, no ale cóż, ważne
że masz naszyjnik. - zaczął swój monolog. - Ah i jeszcze jedno,
nie przeżywaj tego tak, przecież sama chcesz zabić morderców
swojego opiekuna. - zamarłam, miał w końcu rację. Obróciłam się
na plecy i wlepiłam wzrok w mężczyznę, rzucając mu sakwę z
biżuterią. - Skoro tylu ludzi czyhało na jego śmierć, to czemu
nadal żył. - on tylko wzruszył ramionami. - Następnym razem kogoś
zabijesz. - dodał i wyszedł z
moją bronią w ręku.
Przycisnęłam poduszkę do twarzy i zasnęłam. Obudziłam
się gdzieś koło południa. Wyjrzałam przez okno, szybko
przestałam myśleć o zeszłej nocy. Dzieci goniły za kotem, z
rzadka jakaś starsza osoba przechodziła. Mój wzrok przykuł
strażnik, który przybijał do muru jakieś ogłoszenie. Cofnęłam
się w głąb mieszkania, umyłam się i przebrałam. Wzięłam kosz
i wyszłam na dwór. Tak niby od niechcenia podeszłam do ogłoszenia.
„Jeśli ktoś wie o złodzieju cennego diamentowego naszyjnika i
zabójcy Rotha
ver Thommer proszę
o kontakt z kapitanem straży. Wysoka nagroda za każdą cenną
informacje.” Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz zachowałam
powagę i zmierzyłam w stronę targowiska. Tak szłam
sobie
przez ruchliwą ulicę
i od czasu do czasu zatrzymując się przy wybranych stoiskach, kiedy
ktoś na mnie wpadł. Nie zdążyłam się mu przyjrzeć dokładnie,
jedynie zapamiętałam jego głos i dziwny akcent jak rzucił mi na
odczepne „przepraszam”. Po tej sytuacji zobaczyłam kartkę w
moim koszyku. Zatrzymałam się w karczmie i po zamówieniu ciepłego
trunku, otworzyłam liścik. Ktoś wiedział, kim są jego mordercy,
lecz czemu nie mogłam mówić o tym nikomu. W mojej głowie pojawiło
się mnóstwo pytań i wątpliwości. W szczególności, że ten
informator chciał się ze mną bawić w jakąś cholerną gierkę.
„Pierwszą wskazówkę znajdziesz w Budynku Adwokackim w sali nr
12B.” Nie wiedziałam, co robić, czy
to nie jest jakaś pułapka. Choć nawet, jeśli... to to coś mogło
mi dowiedzieć się, czego przydatnego. Postanowiłam to sprawdzić,
wieczorem zakradłam się do wskazanego budynku, zaniepokoiło mnie
to, że prawie w ogóle nie było straży. Weszłam do wskazanego
pomieszczenia, trzymając w ręku ostrze.
-
Schowaj to, bo się skaleczysz. - usłyszałam męski głos. -
Wiedziałem, że przyjdziesz. Nie bój się nie skrzywdzę cię, przy
najmniej nie teraz, kiedy jesteś mi potrzebna. - znieruchomiałam.
Co tu się właściwie działo? Posłuchałam go i schowałam
sztylet. Czarna sylwetka powstała zza biurka. - To mi się podoba. -
odparł i zapalił świeczkę. - Proszę usiądź za nim przejdziemy
do interesów. - Ruszyłam do przodu, lecz stanęłam przy wskazanym
krześle.
- Jakie interesy? Ale... ja nic nie mam przecież. - Mężczyzna z
powrotem usiadł. - Jesteś jeszcze młódką i nikt cię nie zna w
naszym świecie, za to Searl świetnie cię wyszkolił. Przydasz się
do pewnej misji. Za to powiem ci, dane osoby, która wie wszystko na
ten temat. - kiwnęłam głową. - Słucham, tylko się streszczaj
się, nie mam całej nocy. - wycedziłam przez zęby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz